Translate

piątek, 29 listopada 2013

Po tacie, no cóż....

A oczy ma tak lazurowe niesamowicie, jak błekit nieba bezkresne, caly tata mówią, no cóż....
I dołeczki gdy uśmiechem nas z rzadka uraczy, cały tata mówią, no cóż...
I bródka malutka, kreską uroczą przecięta, cały tata mówią, no cóż....
I patrzy tak mądrze, z rozwagą się zamyśli, po tacie na pewno, no cóż...
I szukam gdzie swój ślad ja zostawiłam bo przecież musi być taki czyż nie...?
Nos chociaż może? Jednak też nie bo malutki, prosty, zgrabny po tacie bezsprzecznie, no cóż...
Każdy kawałek ciała, centymetr po centymetrze śledzę...
A jest! No uff... Na nóżce zgrabnej (po tacie no cóż...) cellulit sie znaczy wyraźnie po matce, no cóż...


środa, 27 listopada 2013

Trudny przypadek nam się trafił...


Trudny przypadek nam się trafił, może w sumie to nawet dość osobliwy, wybitny, nietuzinkowy, unikat może…?  W żadne schematy wpisać się nie daje.
A pytali co będzie? Dziewczynka. Jak dobrze, dziewczynki grzeczniejsze, łatwiejsze w wychowaniu są zdecydowanie...
 Snu nie potrzebuje wcale albo tyle co nic prawie, czy nie wie że śnić o rzeczach ulotnych czasem też trzeba..?
Płakać uwielbia i głosem operowym donośnym na wskroś przejmującym, nas co dzień obdarza, tylko myślę sobie, gdzie u nas w rodzinie głos operowy, tubalny podobny się znajdzie…. No tak jest jeden, po dziadku być może, ale żeby operowy to wcale tylko głosem chóralnym od święta w kościele odśpiewa „Mój dobry Boże…”
Wciąż w ruchu jest jakby nie chciała minuty sekundy ni nawet życia uronić…
I nudzi się wciąż teatralnie, a matka się dwoi i troi i błazna angaż od ręki by dostać mogła gdyby tylko chciała, co rusz ją zabawia i pfff… i buuuu….. patataj…. i scenki odgrywa i wiersze Tuwima, Brzechwy, Fredry deklamuje i w środku nocy jak amen w pacierzu wyrecytuje z pamięci zwrotkę każdą już nawet…
 A uśmiech swój ceni szczególnie i nie nie szasta na prawo na lewo, o nie, trzeba na niego zasłużyć niemało, ale przysięgam gdy już się uśmiechnie to jaśniej sie robi wokoło...
I rzeczy szlachetnych nas uczy, że cierpliwość granic mieć nie może, że miłość bezgraniczna i bezinteresowna być musi…

Taki przypadek nam się trafił... A wokół Niej cały nasz świat się kręci i Ona naszym całym światem…


wtorek, 26 listopada 2013

Otatni z cyklu Co by tu komu by tu tym razem uniwersalnie




Smak bólu oslodzi i wiadomo przeciez ze smutki dzielone na pół sie odczuwa



w wozku ukolysze



 mapie sie przyjrzy z uwaga



i operacje na sercu otawartym niemalże przeprowadzi







świnię do kupy poskładać, niech w garść się weźmie


i swiat piekniejszy wyczaruje na chwile choć jedną



a zamek w nim może zobaczy

 


na pufie przysiądzie


o tym co to to te koła zebate i po co to komu i na co...


o Pinokiu co kłamstwa ukryć nie umie

 


o wilku morskim co niejedno już widział mimo że na jedno oko



owce pod palcami poczuje


kury prosiaki a i krolika jednego do zagrody zagoni


i stosownie do okazji się ubierze



potem zgłodnieje i owoce zgrabnie pokroi


czy bombonierke na osłode


a moze mleko swieze i jaja kurze raczej

 i tosty na sniadanie koniecznie


na talerzyku ułoży a może i nawet na piknik zabierze


domino z namysłem ułoży


wieże wysoka że hen zbuduje


lub też pociąg co to sie od "a" zaczyna a na "z" kończy


 historie własna o smoku ułoży



i na łosiu w sina dal ach w sina dal wyruszy


potem to wszystko uwieczni żeby czar wspomnień jeszcze kiedyś odzyskać...




Dziewczyńskie Co by tu komu by tu....

A małe księżniczki, królewny, kuchareczki, wróżki...





ruszamy z włosem rozwianym męska buzie niejedną zawstydzic i cień zazdrości z lubością na twarzy zobaczyć
 

a może na masiukowym kucu



 Kuce

lub pieszo z królikiem rozowym no cóż...

lub kura wesoła co jajek nie znosi no cóż....

 Kura

lub szopem co o praniu wiedzieć się zdaje aż tyle że nic...

 
Szop 

z jamnikiem przechadzać się dumnie



ogródka po drodze niech dojrzy i grządki z rozwagą przekopie


z pióropuszem na głowie niech mówią niech patrzą a co!




lub też w koronie a w dłoni swej rożdżke dzierżąc świat z szarosci swej wyleczyć


lali wyżalić sie cicho


  
potem makatke z podobizna wlasna bez wstydu zawiesic i z narcyzmem żadnym godzinami podziwiać



i myszke do snu ułożyć w pudełku co od zapałek zapachem przesiąknie
 
lub nawet i dwie 


a niech beda i trzy


i cztery...



bo przecież nie sześć bo gdzie kucharek sześć tam wiadomo ze nie ma co jeść
 

 i babeczke co to ugryźć jej nie sposób upiec

lody


lub torcik tak bez okazji



na piknik sie wybrać nawet gdy deszcz


nostalgie wprowadzić katarynke nakręcić


Katarynka

i do taktu cos nóżka odtańczyć

Ballerina

czar wspomnień uwiecznić



a gdy foch wreszcie w walizki gustowne spakować




 pokazac gdzie caly swiat mamy




 i dalejże snić o królewiczu na koniu bialym